Speak pipe

11.4.09

Singapore Street Food

"IF YOU LOVE FOOD, THIS MIGHT BE THE BEST PLACE ON EARTH," said Anthony Bourdain, on his popular travel and food show No Reservations earlier this year.
No, Bourdain was not talking about France or Italy—he means Singapore, home to 3.5 million people and more than 40,000 street food vendors, called hawkers, serving an incredible mix of recipes that combine Singapore's ethnic heritage of Chinese, Malaysian, Indian and Indonesian.
"The cuisine is an amazing amalgam of influences—from the rich, elegantly spiced curries introduced to the country by travelers from the neighboring Indonesian islands of Java and Sumatra to the phenomenal stir-fries brought by its Chinese settlers. It is one of the world's most sophisticated and robustly flavored cuisines," explains James Oseland, author of the James Beard Award-winning Southeast Asian cookbook Cradle of Flavor.
The flavors of Singaporean food are robust and frequently spicy. The fare pairs Chinese cuisine with the spices of India—coriander, cumin, fennel, fenugreek, cloves, cinnamon and cardamom—and those of the Malay Peninsular—fresh root spices, herbs, aromatic fruit skins, galangal, lemongrass, ginger, turmeric, kaffir lime leaf, garlic and onions.
Hawker Favorites
Singapore is tiny, about the size of New York City, and owes its culinary traditions to another similarity—a rich history of immigration. In 1819, the British colonizers established Singapore as a port and within five years, the population grew from 150 to 10,000. Migrant workers from Malaysia, southern China, India and Indonesia flooded the island.
These immigrants gave rise to the Singaporean tradition of hawker food. When these men arrived looking for work—and leaving their wives back in their home countries—they depended on the street vendors that would visit work sites selling food. Over time, the recipes became uniquely Singaporean in taste—reflecting a blend of southern China (Hokkien, Teochew, Cantonese and Hainanes), southern India (Kerala, Tamil) and the native cuisine of the Malay Peninsular.
In modern Singapore, hawker food is central to the cuisine. It is inexpensive, authentic and can be eaten throughout the day for meals and snacks. It is sold in hawker centers and food courts, with names like Glutton Square. Each holds between 100 and 200 stalls, giving a sense of the variety and bounty available.
Although there's a seemingly endless array of hawker food, some dishes are clearly local obsessions. Laksa is one of these—a spicy noodle soup combining Malaysian and Chinese influences. It is most commonly made with rice noodles, shrimp and cockles, and flavored with coconut curry.
Hainanese Chicken Rice sounds simple—boiled chicken served with rice—but for Singaporeans, its preparation is a topic for endless conversation. It is accompanied by several condiments, including chile sauce, ginger and soy sauce.
Other favorites are: Singapore Chili Crab, whole hard shell crabs swimming in thick chile tomato gravy, and Satay (likely the most familiar of the popular dishes) with diced grilled meat laced through bamboo skewers and served with a spicy peanut sauce.
Traditional Singaporean Street Foods
Some popular dishes for authentic hawker food include:
BEEF RENDANG: Beef slowly cooked in coconut and spices such as lemongrass, ginger, garlic, chilies and turmeric
CHILI CRAB: Live crabs in a chile-spiked gravy
HAINANESE CHICKEN RICE: Poached chicken in fragrant rice cooked in chicken broth with ginger and garlic in a chile-lime sauce, ginger purée and a thick black soy sauce.
LASKA: Rice noodles covered in a gravy of coconut milk, spices, dried shrimp and chile, topped with prawns, cockles and sliced fishcake.
ROJAK: Means a "wild mix" in Malay; made with an assortment of fresh fruits and vegetables such as pineapple, cucumber, water spinach and green apple and shredded ginger bud. These are added to deep-fried soybean cakes and fried Chinese dough fritters.
SATAY: Sweet-spicy meat, barbecued over charcoal and served with a thick, sweet-hot peanut sauce and sliced cucumbers, onion and pressed rice cakes.

6.4.09

Słodzone napoje bardziej tuczą niż pokarmy

Chcąc zrzucić zbędne kilogramy na wiosnę należy pamiętać, że większe znaczenie od tego, co jemy może mieć to, co pijemy. Niewinny soczek lub koktajl może dostarczyć nam wielu niechcianych kalorii - dowodzą badania opublikowane na łamach "American Journal Of Clinical Nutrition".
Amerykańscy naukowcy z Johns Hopkins Bloomberg School of Public Health zbadali zależność między rodzajem spożywanych kalorii a utratą wagi. W badaniach wzięło udział 810 osób w wieku 25-79 lat. Liczba spożywanych przez badanych kalorii była regularnie kontrolowana podczas telefonicznych wywiadów, a ich wagę sprawdzano trzy razy: na początku badania oraz po upływie kolejno: 6 i 18 miesięcy.
Okazało się, że najlepsze rezultaty osiągnęły osoby, które znacznie ograniczyły spożycie słodzonych napojów. "Ograniczenie kalorii, zarówno tych spożywanych w płynach, jak i tych spożywanych w pokarmie, ma wpływ na utratę wagi. Jedak przeprowadzone przez nas badania wykazały, że to właśnie ograniczenie wysokokalorycznych napojów słodzonych cukrem przyniosło najlepsze efekty" - mówi kierujący badaniami dr n.med. Benjamin Caballero.
Więcej informacji: Johns Hopkins Bloomberg School of Public Health |

Najwięcej żywności marnują hipermarkety i sklepy

PAP
30-03-2009, 17:25
Zbyt duże zakupy, nieracjonalne gospodarowanie produktami spożywczymi sprawiają, że jedzenie trafia do śmietnika. W poniedziałek Banki Żywności rozpoczęły kampanię "Nie marnuj jedzenia. Wyrzuć do śmieci stare przyzwyczajenia".
"Marnowanie jedzenia to powszechne zjawisko na świecie. Jak pokazały badania przeprowadzone w Wielkiej Brytanii, Brytyjczycy wyrzucają co roku jedną trzecią kupionej żywności, co stanowi 6,7 mln ton produktów. Tymczasem człowiek w ciągu roku zjada ok. tony żywności. "Czyli tym, co się marnuje, można by wykarmić prawie 7 mln ludzi" - mówił na konferencji prasowej prezes Federacji Polskich Banków Żywności Marek Borowski.
Marnowanie żywności jest problemem również w Polsce. Podczas badań przeprowadzonych na zlecenie Federacji Polskich Banków Żywności przez instytut Millward Brown SMG KRC 79 proc. Polaków uznało, że dużo żywności w naszym kraju się marnuje, a 30 proc. przyznało, że zdarza im się wyrzucić pełnowartościowe jedzenie. Najczęściej wyrzucamy pieczywo (46 proc.), ziemniaki (41 proc.) i wędliny (31 proc.).

Zdaniem ankietowanych najwięcej żywności marnują hipermarkety i sklepy (45 proc.), a także konsumenci (32 proc.), restauracje (13 proc.) i producenci (8 proc.). Najczęstszymi przyczynami marnowania są zbyt duże zakupy (41 proc.), zła jakość produktu (29 proc.), przegapienie terminu przydatności (28 proc.) i niewłaściwe przechowywanie (27 proc.).

Ponad 2,5 mln Polaków żyje w skrajnym ubóstwie, a ponad 35 proc. nie może pozwolić sobie na posiłek zawierający mięso, drób albo ryby przynajmniej co drugi dzień. To jeden z najgorszych wskaźników w UE. Zdaniem Borowskiego racjonalne gospodarowanie żywnością mogłoby rozwiązać ten problem. "Gdyby właściwie wykorzystywać żywność, można by wyżywić wszystkich potrzebujących w Polsce" - przekonywał.

Dominik Dobrowolski z Fundacji Nasza Ziemia zwrócił uwagę także na ekologiczne skutki marnowania żywności. Marnując jedzenie, zwiększamy ilość śmieci - ponad 25 proc. wyrzucanej żywności jest w opakowaniu. "Możemy oszacować, że w tym roku blisko 4 mln ton żywności zmarnujemy i wyrzucimy na śmieci, to tak jakbyśmy trzykrotnie zapełnili jedzeniem planowany Stadion Narodowy w Warszawie" - mówił.

Wyrzucanie jedzenia nie pozostaje bez wpływu na klimat - około 20 proc. produkcji gazów cieplarnianych wiąże się z produkcją, przetwarzaniem, transportem i przechowywaniem żywności. "Metan pochodzący z gnijącej żywności jest nawet 20-krotnie groźniejszym gazem cieplarnianym niż dwutlenek węgla" - podkreślił Dobrowolski.

Marnowanie żywności to także marnowanie wody (kilogram wyrzuconej wołowiny oznacza zmarnowanie 50 tys. litrów wody użytych na jej wyprodukowanie) i energii zużytej w procesie produkcyjnym, podczas przechowywania, transportu czy przyrządzania.

"Planowanie zakupów na cały tydzień, mrożenie i wykorzystywanie tego, co zostaje, pozwalają w znacznym stopniu ograniczyć marnowanie. Jest wiele możliwości spożytkowania nadmiaru jedzenia. Kuchnia to nie apteka, można zmieniać receptury i eksperymentować, wykorzystując to, co akurat mamy w lodówce" - zachęcał Jakub Kuroń, syn Macieja Kuronia, który wraz z bratem Janem wspiera kampanię.

W ramach kampanii powstała strona www.niemarnuje.pl. Jak zapewnił Jan Kuroń, znajdą się tam nie tylko interesujące przepisy, ale również "sztuczki i patenty", jak racjonalnie wykorzystywać żywność i jak przygotować potrawy, by niczego nie zmarnować. Na stronie można dowiedzieć się także, jak planować zakupy, porcje posiłków i jak prawidłowo przechowywać żywność.

Borowski przypomniał, że od tego roku weszła w życie nowelizacja ustawy o podatku od towarów i usług, która zwalnia przedsiębiorców przekazujących żywność organizacjom pożytku publicznego z konieczności odprowadzenia VAT od takiej darowizny.

"Nowelizacja tej ustawy to wielki krok do przodu w kierunku zapobiegania marnowaniu żywności. Same zmiany prawne to jednak nie wszystko, teraz potrzeba przede wszystkim zmian w postawach i przyzwyczajeniach, dlatego trzeba mówić o negatywnych skutkach marnowania żywności oraz o plusach wynikających z umiejętności zarządzania żywnością" - podkreślił Borowski.

Federacja Polskich Banków Żywności powstała w 1997 r., zrzesza 22 Banki Żywności, których misją jest zwalczanie niedożywienia i przeciwdziałanie marnotrawieniu jedzenia. Prowadzi m.in. akcję "Podziel się posiłkiem" na rzecz walki z niedożywieniem dzieci.

Idea Banków Żywności zrodziła się w latach 60. XX wieku w USA z potrzeby zagospodarowania nadwyżek wyrobów spożywczych. W Europie pierwsze Banki Żywności powstały w latach 80. Pierwszy Bank Żywności w Polsce powstał w 1993 r. z inicjatywy Jacka Kuronia przy fundacji "Pomoc Społeczna SOS".

UOKIK ostrzega konsumentów przed pułapkami promocyjnymi zastawianymi przez sklepy

portalspozywczy
04-04-2009, 09:42
Święta to zwykle czas „zakupowej gorączki" i wielu, z pozoru atrakcyjnych, promocji. Ale to także okres nieprzemyślanych i podejmowanych pod presją czasu decyzji. W związku ze zbliżającymi się Świętami Wielkanocnymi, UOKiK radzi, jak kupować rozsądnie.
Tuż przed świętami sklepy kuszą obniżkami cen i ofertami z kolorowych gazetek promocyjnych. „Super cena", „Drugi produkt gratis", „Teraz jeszcze taniej" - takie hasła z pewnością zachęcają do kupowania. Kto bowiem nie chciałby mieć dwóch rzeczy w cenie jednej? Uważajmy jednak, bo przedświąteczne zakupy mogą być dla wielu z nas przykrym rozczarowaniem.

Ostatnia kontrola Inspekcji Handlowej, przeprowadzona na zlecenie UOKiK, objęła 165 placówek należących do dużych sieci handlowych. Zastrzeżenia wzbudziło 29,8 proc. zbadanych towarów - o 6,3 proc. więcej niż rok wcześniej.

Robiąc przedświąteczne zakupy zwróćmy też uwagę na cenę produktu. Jak się okazało, najwięcej zastrzeżeń inspektorów dotyczyło niewłaściwego ich prezentowania - aż przy 20,9 proc. skontrolowanych produktów nie została umieszczona cena sprzed promocji lub za jednostkę miary (np. metr, kilogram, litr). Na wywieszce przy płynie do mycia naczyń o pojemności 1500 ml plus 500 ml „gratis" podano cenę 2,19 zł za litr. Okazało się, że po przeliczeniu faktycznie wynosiła ona 3,29 za litr.

Od kilku groszy do nawet 100 zł wynosiły różnice w cenach wyrobów z dołączonymi gratisami niż tych samych produktów bez „darmowych" dodatków. Na przykład zestaw składający się z kuchenki mikrofalowej (gratis) oraz pralki oferowano w cenie promocyjnej 1 699 zł. Jak się okazało, taka sama pralka bez gratisu kosztowała 1 599 zł. Nieprawidłowości w tym zakresie stwierdzono w przypadku 8,25 proc. skontrolowanych wyrobów - 6,55 proc. mniej niż przed rokiem.

7,6 proc. nieprawidłowości dotyczyło różnic między informacjami podawanymi w ulotce reklamowej a ceną obowiązującą przed promocją - to o 2 proc. mniej niż podczas poprzedniej kontroli. Zdarzały się także przypadki, w których cena promocyjna była równa cenie sprzed promocji, nigdy nie obowiązywała lub obowiązywała tuż przed promocją. Przykładem jest bluzka damska, która oferowana była w takiej samej cenie, jak przed promocją, czyli za 59,50 zł, natomiast w gazetce kosztowała aż 85 zł.

Święta to niewątpliwie wzmożony okres kupowania artykułów spożywczych. Wkładając do koszyka mleko, przetwory mleczne, czy jaja zwróćmy szczególną uwagę na ich oznakowanie i ceny. Jak pokazują najnowsze wyniki kontroli tych produktów przez Inspekcję Handlową, większość opakowań nie zawierała informacji o liczbie zapakowanych jaj oraz o ich klasie jakości. Deklarowanie wyższej, a więc i droższej klasy wagowej jaj to problem stwierdzony w 27,8 proc. skontrolowanych placówkach. Ponadto problemem jest oferowanie innego produktu, niż wynikało to z jego nazwy.

Pochłonięci świątecznymi zakupami, pamiętajmy o tym, że nieświeżą żywność można reklamować - zawsze u sprzedawcy. Trzeba to zrobić niezwłocznie po stwierdzeniu nieprawidłowości. W przypadku produktów spożywczych obowiązują szczególne przepisy - żywność paczkowaną można reklamować w terminie 3 dni od chwili otwarcia, natomiast produkty spożywcze sprzedawane luzem - 3 dni od momentu zakupu.

Kupując żywność, zwróćmy szczególną uwagę na:

Po pierwsze - produkty oferowane w świątecznej promocji często mają krótkie terminy ważności. Dlatego sprawdźmy datę minimalnej trwałości lub termin przydatności do spożycia - pierwsze oznaczenie dotyczy okresu, do którego prawidłowo przechowywany lub transportowany produkt spożywczy zachowuje wszystkie swoje właściwości. Na produktach znajdziemy więc napis: „najlepiej spożyć przed ...". Natomiast termin przydatności do spożycia określa się wyrażeniem „należy spożyć do ..." i oznacza on, że po danym dniu produkt nie nadaje się do spożycia. Znajdziemy go na nietrwałych i łatwo psujących się artykułach spożywczych, np. produktach mięsnych, sałatkach czy nabiale;

Po drugie - umieszczone na opakowaniu informacje nie mogą wprowadzać w błąd, dlatego przykładowo na kartonie powinniśmy znaleźć jasną informację, czy kupujemy „napój" czy też „sok", a może „nektar". Mają one zupełnie inny skład, charakterystykę i trwałość;

Po trzecie - w dochodzeniu praw pomogą nam dowody zakupu - najlepiej paragony, które na nasze żądanie powinien wydawać nie tylko sprzedawca w sklepie, ale również handlujący na targowisku czy bazarze;

Po czwarte - jeśli produkt nie ma wad, a jedynie po dłuższym zastanowieniu okazało się, że nie będzie nam potrzebny, to tylko od dobrej woli sprzedawcy zależy, czy przyjmie go z powrotem i zwróci nam pieniądze;