Speak pipe

1.6.11

Siedem zasad kulinarno podróżniczych Witolda

Po pierwsze,nigdy nie jedz w hotelu,z wyjątkiem 5 gwiazdkowych hoteli ,nigdy nie pytaj w hotelu o dobrą restaurację,zapytaj raczej taksówkarza.Jeżeli zobaczysz w w knajpie jakiegoś turystę-uciekaj,bo nic ciekawego cię tam nie spotka.Zaryzykuj-zjedz kolację w miejscowej knajpie z lokalnymi bywalcami.Jedz potrawy,których nazw nawet nie potrafisz wymówić i nie pytaj,z czego zostały zrobione.Pij to, co wszyscy.

Po drugie,bądź otwarty na ludzi ,uśmiechaj się,rozmawiaj.

Po trzecie,nie podróżuj w dużej grupie.Trzy ,cztery osoby to maksimum.

Po czwarte,nigdy nie jedz niczego co jest reklamowane w telewizji.

Po piąte,gotowanie bez przypraw to jak malowanie bez używania kolorowych farb.

Po szóste ,W Azji mówi się: poznaj kuchnię, a zrozumiesz ludzi, ich kraj i kulturę .

Po siódme,używaj produktów sezonowych,produkowanych nie dalej niż 150 km od ciebie

Co jest ważniejsze w gotowaniu: intuicja czy eksperymentowanie?

Ja stawiam na intuicję. Wierzę bowiem, że każda osoba interesująca się kulinariami, posiada szósty zmysł, który podpowiada, że pewne połączenia smaków tworzą idealną całość, podczas gdy inne zupełnie do siebie nie pasują. Koperek i wędzony łosoś, dynia i kumin, bazylia i pomidory, czekolada i orzechy - to tylko przykłady połączeń idealnych. Aby je poznać, wystarczy kierować się intuicją. Jeśli tej nam brakuje, musimy zdać się na eksperymenty i metodą prób i błędów wypracować swoje połączenia idealne. Tak naprawdę każda metoda jest dobra, byleby prowadziła do właściwego celu, czyli maksimum smaku przy minimum zmarnowanych sił i składników.

Jakie smaki są mi najbliższe?

Najbardziej lubię kontrastowe połączenia smaków i konsystencji potraw: słodkie ze słonym, ostre z łagodnym, chrupiące z miękkim, delikatne z twardym. Lubię, gdy smaki grają na języku. Często zamykam oczy, by lepiej poczuć smak potrawy i wyłonić z niej główną nutę i te poboczne, wzbogacające całość. Lubię proste, ale przemyślane kompozycje smakowe. Nie przemówi do mnie wieżyczka z cielęciny z kroplą sosu borowikowego na puree marchewkowo-ziemniaczanym z prażonymi pestkami dyni, bo nie lubię natłoku składników w jednym daniu, za to wybiorę margheritę z domowym sosem pomidorowym, miękką mozarellą i świeżą bazylią. A zamiast ciasta z kolorową posypką i czterema warstwami kremów, wybiorę mocno czekoladowe brownies z prażonymi orzechami laskowymi. Wychodzę bowiem z założenia, że w kuchni liczy się jakość, a nie ilość składników. To naprawdę działa.