Dżentelmeni są przyzwyczajeni do przepuszczania kobiet przodem, gdy przechodzą przez drzwi. Odstępstwo od tej reguły obowiązuje - i to od stuleci - przy wchodzeniu do restauracji. Powód tej dziwacznej z pozoru sprawy jest prosty: przed wiekami traktiernie, zajazdy i gospody nie były bezpiecznym miejscem. Wkraczając pierwszy, mężczyzna brał na siebie ewentualne ciosy podpitych gości, a także chronił swą damę przed gęsto latającymi w powietrzu kuflami i pucharami. Ta ochrona pań została zwyczajowo zachowana do dzisiaj. Należy więc prowadzić partnerkę aż do samego stolika. Chyba że przy wejściu wita nas kelner bądź szef sali, który pilotuje gości na miejsce. Wtedy mężczyzna maszeruje na samym końcu.
Gdy opuszczamy restaurację, sytuacja zmienia się. Pierwsza wychodzi kobieta, a za nią jej partner. Jeżeli biesiadowała większa liczba osób, można wychodzić bądź przepuszczając wszystkie panie przodem, bądź przemiennie - kobieta, mężczyzna, kobieta mężczyzna itd.
Gdy pojawia się kelner z butelkami alkoholu, należy pamiętać, że będzie on nalewał z prawej strony siedzącego gościa. Tak bowiem ustawione są kieliszki. Aby mu ułatwić zadanie, można lekko odchylić się w lewo. Dania natomiast powinien podawać z lewej strony. Metoda ta pozwala siedzącemu sprawnie działać prawą ręką. Podczas obsługi kelnerskiej nie należy pomagać, na przykład unosząc kieliszek do wina lub też podsuwając właściwy talerz. Kelner doskonale (przynajmniej w teorii) zna swoje rzemiosło, a takie gesty tylko utrudniają mu pracę.
Istnieją proste metody sygnalizowania kelnerowi naszych zamierzeń. Jedną z nich jest sposób odkładania sztućców. Jeżeli nie zakończyliśmy jedzenia, a tylko przerywamy je na parę chwil, kładziemy sztućce na talerzu krzyżując je ze sobą. Jeżeli zjedliśmy wystarczająco, mimo że nie pochłonęliśmy wszystkiego, należy nóż i widelec położyć obok siebie równolegle, trzonkami skierowane w prawo. Zdecydowanie odradzam kładzenie sztućców na stole i opieranie ich koniuszków o talerz. Powoduje to na ogół ściekanie sosów na obrus. Nie świadczy też dobrze o manierach.
Na koniec kwestia napiwku. Zanim zdecydujemy się dać, uważnie przeczytajmy kartę dań i sprawdźmy, czy nie ma tam zwrotu: “obsługa doliczana jest do rachunku”. Wtedy doliczono 10 proc. dla załogi restauracji bez względu na to, jak ją oceniamy. Gdy nie ma tej klauzuli w menu, napiwek w wysokości 10 proc. rachunku możemy, lecz nie musimy, zapłacić. Wszystko zależy od tego, jak zostaliśmy obsłużeni i jak nam smakowało.
Patrz na zegarek. Spóźnianie się na proszone obiady bądź kolacje nie należy do dobrego tonu. Jeśli gospodarze przygotowują gorące dania, spóźnialscy goście powodują zamieszanie i psują smak potraw. Należy więc przychodzić z wybiciem umówionej godziny lub najwyżej z kilkuminutowym poślizgiem. Większym grzechem niż spóźnienie jest jednak przybycie przed umówioną porą, bo można wprawić w konsternację gospodarzy czyniących właśnie ostatni szlif przy stole lub przy własnej toalecie.
Nie należy się spóźniać także na umówione spotkania w restauracji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz