Speak pipe

19.5.07

Nieznany Żydowski Tarzan Abe Coleman Polski Zapaśnik w USA

zczuba2007-05-18, ostatnia aktualizacja 2007-05-18 17:08 Kilka dekad temu, gdy wrestling nie był jeszcze domeną napakowanych aktorów, a walki nie były reżyserowane, na zapaśniczych arenach Ameryki błyszczała gwiazda pochodzącego z Polski wojownika - Abe`a Colemana. Przydomki tego urodzonego 102 lata temu w Żychlinie jako Abbe Kelmer zawodnika - "Żydowski Tarzan" i "Hebrajski Herkules" weszły do annałów wrestlingu. Żeby jednak dostać się do zapaśniczego panteonu, Coleman dostać się musiał najpierw na kontynent północnoamerykański, co też uczynił w 1923 roku. Jego droga do kariery rozpoczęła się jak w typowym amerykańskim filmie (tu typowy amerykański film). Dzięki temu, że wyglądał jak kaloryfer w gumowych majtach żywcem wyjęty z innego typowego amerykańskiego filmu, został zauważony w 1929 w jednej z nowojorskich siłowni. Dostał wtedy od lokalnego promotora propozycję walki na zawodowym ringu. Jego pierwsza gaża wyniosła 25 dolarów.Z biegiem lat zarobki Colemana wzrosły nawet 480 razy - 12,000 dolarów za walkę, jednak nigdy w ciągu swojej trzydziestoletniej kariery nigdy nie udało się wejść na zapaśniczy szczyt. Abe'owe przeżycia ze szczytami dostarczały jednak publiczności wiele rozrywki. Zwłaszcza gdy mierzący zaledwie 1.63 metra "Żydowski Tarzan" rzucał 200- kilową legendą zapasów Mountain Man Deanem.Walczył też z innymi sławami zapasów ery prehoganowskiej, takimi jak Jim Londos, Angelo Savoldi, Bruno Sammartino, George Zaharias czy George Temple (agresywniejszy brat Shirley Temple). Jak inni żydowscy sportowcy tamtych czasów zmagać musiał się nie tylko z ringowymi rywalami, ale też z antysemityzmem. Warto jednak było, jako że oprócz tysięcy dolarów i siniaków, Coleman na zapaśniczych arenach zgarnął też żonę, której wpadł w ramiona wylatując na nią z ringu w Madison Square Garden.Największym wkładem Colemana w dzisiejszy wrestling jest szczękołamacz o nazwie dropkick, czyli obunożne kopnięcie przeciwnika w locie, którego Abe wymyślił podobno podglądając kangury w czasie swojego tournee po Australii. Wykonać go co prawda nie umiemy, ale gdybyśmy potrafili nasze życie byłoby dużo prostsze, matki spokojniejsze a nasze komórki bardziej nasze niż spotykanych w ciemnych bramach dżentelmenów. "Hebrajski Herkules" w przeciwieństwie do nas dropkickowy cios opanował znakomicie, dzięki czemu nie tylko przeżył 2000 swoich walk na zawodowym ringu, ale też i sporo ich wygrał. Pewnie też kilku swoich przeciwników wpędziłby w alkoholizm, gdyby nie to, że sporo swoich potyczek stoczył w niechlubnych czasach prohibicji.Po zakończeniu kariery przez większą część czasu Coleman starzał się. Zdarzało mu się też pracować jako wrestlingowy arbiter i inspektor tablic rejestracyjnych. Podobno Abe przez całe życie był prywatnie niezwykle życzliwy i nigdy nie szukał zwady, czasem jednak zwada szukała jego. Tak jak wtedy, gdy 80-letniego już ex-zapaśnika zaatakowała para nastolatków, którą Coleman sprawnie i zawodowo unieruchomił aż do przyjazdu policji. Świadczyło to też o tym, że do końca życia utrzymywał się w wyśmienitej formie. Niestety rzeczony koniec żywota nastąpił 28 marca tego roku. Mamy jednak nadzieję, że Abe Coleman, największa z najmniejszych legend zapasów nigdy nie zostanie do końca zapomniany i swój dropkick jak za najlepszych czasów pokazuje po tamtej stronie lustra.

Brak komentarzy: